Weranda o sztućcachStylowe dodatki do domu

Weranda o sztućcach

Zapraszamy do lektury tekstu Moniki Utnik z redakcji Werandy na temat sztućców. O historii i ewolucji wzornictwa opowiada nasza skarbnica wiedzy:), pani Małgorzata Wójtowicz z Galerii Niuans. Aby przejść do artykułu, wystarczy kliknąć w obrazek poniżej.

Kopia tekstu:

Kiedyś te najbardziej luksusowe miały trzonki z kryształu górskiego, a srebrne okucia zdobiono maszkaronami. Na innych widniały wygrawerowane herby. Pojawiały się rękojeści z ebonitu, a słynna francuska manufaktura La’yole bogato rzeźbione rączki dekorowała egzotycznym drewnem. – Noże i widelce od La’yole’a nazywano myśliwskimi – opowiada Małgorzata Wojtowicz z Galerii Niuans. – A to dlatego, że na początku służyły pasterzom do krojenia serów i myśliwym do dzielenia sztuk mięsa. Potem trafiły na salony. Do dziś firma specjalizuje się w widelcach do dziczyzny, a jej znak rozpoznawczy to mucha wygrawerowana na grzbiecie rękojeści – tłumaczy. Słowem, to były prawdziwe dzieła sztuki.
Nawet dziś najwięksi producenci ekskluzywnych sztućców chętnie sięgają po sprawdzone XVII-wieczne wzory, dodając coś od siebie. – Manufaktura Christofle swoją kolekcję Malmaison stworzoną dla Napoleona wzbogaciła o diamenty – mówi pani Małgorzata. – Trzonek noża czy widelca może być wysadzany dowolną liczbą tych szlachetnych kamieni, na zamówienie – wyjaśnia. Inna seria francuskiej firmy, Talisman, zdobiona jest barwioną laką. Jej kolor można dobrać do serwisu, który już mamy w domu. Kolekcję znajdziemy na wielu królewskich dworach, w ambasadach, pałacach szejków i w Białym Domu. Jeden widelczyk deserowy kosztuje 900 zł, a nóż czy łyżka do zupy to wydatek rzędu nawet 1000 zł za sztukę.
Christofle robi też sztućce Reneissance wysadzane kryształkami Swarovskiego czy Ponti 400 inspirowane art déco, a zaprojektowane przez słynnego Gio Pontiego. – Bardzo wielu dizajnerów, a nawet architektów projektowało sztućce. Na przykład Arne Jacobsen dla sieci hoteli Radisson czy Andrée Putman dla Christofle. W jej komplecie Vertigo widelce mają trzy ząbki, jak ich renesansowe krewniaczki – opowiada pani Małgorzata.
Z czasem, gdy sztućce stawały się coraz bardziej popularne, przybywało ich rodzajów. Osobną łyżeczką sięgano po cukierki-drażetki. Jednej używano do szpiku, innej do sera czy konfitur. A tzw. sitkowymi, ażurowymi jak koronka, przesiewano cukier puder. Dziś manufaktury (zwłaszcza francuskie) dorzucają kolejne propozycje. Inna jest łyżka do zupy-kremu (z okrągłym, głębszym czerpakiem), inna do rosołu (bardziej płaska), do lodowych deserów (z długą rączką), do kawioru (malutka prawie jak do kawy), podłużna do sosów, z przeskalowanym dużym czerpakiem do serwowania ryżu. Noże? Nie tylko do masła. Są takie do owoców i do ryb, a nawet specjalny wyłącznie do steku. – Christofle celuje w sztućcach do sushi – podpowiada pani Małgorzata. – I mowa tu nie tylko o posrebrzanych pałeczkach, ale też specjalnych łopatkach i malutkich widelczykach – tłumaczy. Z kolei Ercuis, manufaktura założona w 1867 roku, jako pierwsza zaprojektowała cęgi do rozłupywania skorupy homarów. W jej sztućce wyposażona była restauracja ekskluzywnego Orient Expressu. – Dziś słynie także z mikroskopijnych łyżeczek-szpatułek do espresso – dodaje.
Droga sztućców na salony była długa i trudna. Przez wieki pozostawały zbytkiem tak luksusowym, że nawet na największe przyjęcia arystokraci przychodzili z własnymi łyżkami. Dziś to gospodarz zapewnia nakrycie, nawet jeśli kosztuje fortunę.
Tekst: Monika A. Utnik
Fotografie: Aneta Tryczyńska
Stylizacja: Dorota Zalewska

źródło: http://www.weranda.pl/archiwum/2010/04/7831-sztucce-na-kazda-okazje (Weranda 4/2010)

Dodaj komentarz

Bądź pierwszy!

Powiadom o
avatar